Witamina D3

Ogromna rzesza ludzi ze zdiagnozowanym zespołem przewlekłego zmęczenia, ma tak naprawdę bardzo silne niedobory witaminy D. Nie ma jej praktycznie w pożywieniu, syntetyzujemy ją pod wpływem słońca. Kampania reklamowa kosmetyków z filtrami UV sprawiła, że zaczęliśmy słońca unikać, obawiając się raka, co jest smutne i śmieszne zarazem, jako że w ten sposób mamy wyższe ryzyko zachorowania na nowotwory, w tym również na raka skóry. Słońce przed nimi chroni. Jeśli ktoś prowadzi tryb życia „informatyka”, czyli dnie spędza przy komputerze, do tego jeśli nawet wyjdzie się poopalać, użyje kremu z filtrem (który praktycznie całkowicie blokuje produkcję witaminy D), dość szybko dorobi się potężnego niedoboru.

Nie wiem, czemu lekarze praktycznie nigdy nie przepisują witaminy D. W niektórych okresach roku poziom znacznie poniżej normy ma ponad 90% populacji. Leczenia pacjenta, u którego niedobory doprowadzą do poważnych powikłań, to często koszty dziesiątek, albo i setek tysięcy zł. Suplementy można przepisywać „w ciemno”, bo w okresie zimowo / wiosennym wszyscy niemalże cierpimy na niedobory, a zatrucia nadmiarem suplementu praktycznie nigdy się nie zdarzają, nawet jeśli przekracza się zalecaną dawkę dziesiątki razy. Można też po prostu zrobić wywiad z pacjentem, dowiedzieć się, ile przebywa na słońcu. W ostateczności można nawet zrobić test, co i tak będzie tańsze od leczenia skutków niskiego poziomu. Długotrwałe niedobory mogą prowadzić do takich schorzeń, jak nowotwory, toczeń układowy, choroby układu krążenia, cukrzyca, stwardnienie rozsiane

Każdy sam potrafi ocenić, czy ma niedobór. Ile się opalałeś w tym roku, czytelniku? Czy używałeś filtru? Czy opalałeś całe ciało? Jeśli jest wiosna / koniec zimy, nawet nie masz co się zastanawiać. Masz niedobory, na wiosnę każdy ma, za wyjątkiem kilku procent populacji, z wyjątkowo dobrymi genami oszczędzającymi zapasy witaminy, ale nawet oni mają niski poziom.

Witamina D3 a zmęczenie
„Sunshine, Sunshine You Are Sublime..” by -Reji is licensed with CC BY-NC-ND 2.0.

Odradzam robienie testów. Są drogie, a przede wszystkim poziom zmienia się z miesiąca na miesiąc. Pod koniec lata mamy powiedzmy 60 ng/dl, co jest wynikiem bardzo dobrym, a na wiosnę już tylko 15 ng/dl. Co gorsza, często są błędnie opisane, na przykład podawane są normy dla niemowląt, albo normy ustalone 50 lat temu, wielokrotnie krytykowane. Chyba jedyny racjonalny powód zrobienia testu to przekonanie niedowiarka, że w zimie ma niedobory.

Objawy silnego, przewlekłego niedoboru witaminy D praktycznie pokrywają się z objawami zespołu przewlekłego zmęczenia. I po miesiącu przyjmowania odpowiednio wysokich dawek mijają bez śladu.

Sugerowane 100% zapotrzebowania na poziomie 400 IU (czasem 200 IU) to bzdura, nie wiem, czemu ciągle jest obecna w medycynie. Ciało ludzkie w ciągu 15 minut opalania wytwarza od 10 000 do 20 000 IU witaminy D. Noworodek ważący 4 kg dostaje 400 IU dziennie, co jest dla niego dobowym zapotrzebowaniem. Czemu więc lekarze twierdzą, że 90 kg mężczyzna ma takie samo zapotrzebowanie, jak 4 kg noworodek? Czemu przekonują, że tabletka z 200 IU zastąpi 100 razy wyższą dawkę, którą dostajemy w czasie opalania? Nigdy nie wykazano, że tak niskie takie dawki podnoszą poziom witaminy D odpowiednio wysoko, ba, wielokrotnie badania wykazały, że tego nie robią. Co więcej, w historii medycyny nie ma nawet jednego przypadku zatrucia witaminą D w dawkach poniżej 40 000 dziennie stosowanych przez długie miesiące, co świadczy o tym jak bardzo bezpieczna jest suplementacja. Warto na to uczulić, bo od niedouczonych lekarzy czy farmaceutów można usłyszeć, że witamina D jest toksyczna w nadmiarze i łatwo się zatruć. Podkreślam, w historii medycyny nie było ani jednego przypadku zatrucia osoby dorosłej dawkami niższymi niż 40 000 IU dziennie przyjmowanymi przez wiele miesięcy.

Żeby nie było zbyt prosto, co prawda zatrucie jako takie jest niemal niemożliwością, ale można doprowadzić do zbyt wysokiego poziomu w organizmie, co niesie ze sobą ryzyko kilku poważnych schorzeń. W praktyce osoba, która ma poziom 60 ng/ml będzie miała podobne ryzyko śmierci, jak ta, która ma poziom 10 ng/ml. Ideałem zdaje się być poziom 35 ng/ml, osoby z takimi wynikami miały najlepsze zdrowie.

Aby pozbyć się niedoboru, należy przez pierwsze tygodnie stosować dawki powyżej 5000 IU. W czasie terapii konieczne jest jednoczesne stosowanie magnezu w dużych dawkach, nawet rzędu 500 mg jonów dziennie rozbite na kilka porcji, gdyż jest on zużywany do aktywacji witaminy. Bez tego już po kilku dniach będą objawy jego niedoboru i towarzyszącego mu wzrostu poziomu wapnia, niekiedy mylnie określane jako „objawy zatrucia”: zatwardzenia, nerwowość, częstomocz. Jednocześnie bardzo wskazane jest suplementowanie witaminy K2 (w formie MK4) oraz witaminy A w małych ilościach rzędu 200% zapotrzebowania, najlepiej z pożywienia.

W Polsce (w roku 2012) K2 jest praktycznie nie do kupienia, a jeśli już, to w formie MK7, która jest (wbrew temu, co można w niektórych książkach przeczytać) prawdopodobnie o wiele mniej skuteczna. Wszystkie dotychczas przeprowadzone badania pod kontrolą placebo wykazały skuteczność formy MK4, nie MK7. Aby dmuchać na zimne, sugerowałbym mieszankę MK1, MK4 i MK7, do kupienia na Iherb czy Vitacost. Rozumiem, że część osób nie dowierza w to, co czyta, w końcu różni samozwańczy guru wmawiają, że działa tylko MK7 (a to, że właśnie taką sprzedają, to czysty przypadek). Zapraszam do przejrzenia artykułu, gdzie zaprezentowałem dostępne badania, widać tam jak na dłoni, że forma MK7 po prostu nie działała u ludzi tak, jak trzeba:

https://naturalneleczenie.com.pl/2016/08/02/witamina-k2-forma-mk7-vs-forma-mk4/

Polecam też artykuł w całości poświęcony zagadnieniu suplementacji i niedoborów:

https://naturalneleczenie.com.pl/2017/11/30/jak-to-w-koncu-jest-z-witamina-d3/